10/26/2015

Bezinteresowne zło

Przywiązać do kogoś najłatwiej jest, kiedy ten ktoś chce ci pomóc, ratuje cię przed upadkiem.
Dziękujesz za samo jego bierne istnieje. Staje się bliski sercu...
Najpierw zaczynasz się bać, czy odpowie, czy nadal pamięta, czy czuje to samo.
Potem już się boisz, że nie odpowie, że zapomni, że nie czuje motylków w brzuchu.
Strach staje się paranoją, jedyne myśli to, już nie chce rozmawiać, zapomina o mnie, nie chce mnie...
Krzyczysz w puste niebo - bezimienny boże co mam zrobić "cisza",
 zaczynasz się nienawidzić bardziej, myślisz tylko o tym że nie masz żadnych szans,
(nigdy tych szans nie było), sięgasz po ostateczność po jedną z samobójczych dróg do piekła...
Nie masz odwagi, wyżalasz się, nie reaguje, nic nie porusza kiedyś znanej tobie ciepłej osoby...
Ta sama zbawienna ręka teraz spycha cię znowu do otchłani, płaczesz, ogarnia cię czerń...
Teraz ponownie stajesz się jedną z tych samotnych istot szukających ślepo w ciemnościach bezinteresownego strachu, bólu i odmowy.

Dzień 2015.10.25

Cały czas myślę o ludziach którzy mnie ranili i ranią, a moje jedyne wsparcie mnie ignoruje. Dres popchną mnie tak, że wpadłem w kałużę. Upadek nie bolał tak bardzo, bardziej bolały spojrzenia ludzi. Kolejny powód żeby nienawidzić społeczeństwa...

10/25/2015

Narodziny Mroku

XX wiek

Mroźna grudniowa noc, kropelki deszczu leniwie spływają po oknach samochodów. Brukowaną ulicą ktoś idzie. Gdyby nie latarnie nie byłoby widać tej groteskowej postaci ubranej w czarne obcisłe spodnie, ciemną jak noc bluzę i hebanowe buty. Stawia powoli kroki nie dbając o to, że kałuża zostawi mokry i zimny ślad na ubraniu. Żaden spacerowicz nie odważa się obok niego przejść, chociaż nie jest groźny, antypatyczna aura bije od niego ze znaczną siłą. Uśmiecha się pod nosem, biała cera marszczy się i usta ukazują szereg zębów. Zaczyna zbliżać się do budynku, przy którym znajdują się szeregi obmytych płaczem chmur samochodów.

Zmarzniętą dłonią sięga do klamki i pcha przeszklone drzwi. Gładko otwierają się, ciepło uderza postać w twarz, a woda ścieka z niego na świeżo co umytą podłogę. Przechodzi żwawym krokiem przez wycieraczkę, nie zastanawiając się, żeby wytrzeć choć trochę brudne buty. Recepcjonistka ubrana w biały kilt patrzy na niego obrażonym wzrokiem, on o tym wie, ale nie fatyguje się, aby na nią spojrzeć. Gdy wchodzi po schodach jego buty zostawiają mokry ślad i głośne chlupnięcie. Na trzecim piętrze skręca w prawo i otwiera salę numer siedem, nikogo nie ma, to znaczy jest, ale nie ma ludzi którzy na pewno nie powinni tu teraz być - czyli personelu medycznego. Łóżeczko numer 6, noworodek w środku płacze, on z kieszeni spodni wyciąga czarną połyskliwą kulkę z białym napisem. Patrzy na nią chwilę a później szybkim ruchem wkłada ją do ust dopiero co narodzonemu zdrowemu dziecku i zmusza je do połknięcia jej. Po krótkiej chwili oczy dziecka przybierają czarny kolor, a jego twarz staje się poważna, rączki zaciskają się a  głowa odwraca się w kierunku nieznajomego. On uśmiecha się i przykłada palec wskazujący do ust, zdecydowanym krokiem wychodzi, a dziecku oczy zaczynają się leniwie przeobrażać w niewinne niebieskie oczy, młode ciało się rozluźnia i natychmiastowo zasypia.

Postać wychodzi ze szpitala i udaje się do parku, deszcz ustał. Nikogo już nie ma na ulicach, a tym bardziej w zimnej oazie zieleni. Niesymetrycznie ułożone ławki błyszczą od zebranych na nich kropelek zimnego deszczu. On przechodzi prosto przez żwirową ścieżkę prowadzącą do lasku. Znajduje się obok kamiennego mostu przy zimnym stawie, zwalnia kroku. Stoi tuż przy lekko pofalowanej tafli wody, jego odbicie zniekształcane przez deszcz, drga rytmicznie wraz z całym jeziorem. Nieznajomy patrzy w niebo, w chmury i prześwitujący przez nie zwiastun nocy - księżyc. Przechodzi po tafli wody w stronę odbicia jasnego okręgu, gdy już światło nocy pada prosto na niego zapada się w wodę nie wywołując żadnych zmarszczek na teraz gładkiej już tafli jeziora.




Czarna maksyma

Czerń, niekończąca się przestrzeń między ludzkimi duszami,
 społeczeństwo czyniące nas zwyrodnialcami, mordercami, kreaturami zasługującymi na wieczne pogrążenie w czarnej pustce,
 a co gorsza przerwanie membrany między życiem a śmiercią.
Czarne społeczeństwo, czarni ludzie, czarne myśli...
CZERŃ - pustka, ból istnienia, ból śmiechu, wygnanie, płacz,
 żyj razem ze mną we własnym społeczeństwie...

Witajcie - Początek i idea

Wyrzutku społeczeństwa, zraniony przez
innych, opuszczony przez wszystkich to jest strona dla ciebie, a piszę tu ja TMO czyli podobnie jak ty smutna i lekko szalona istota.